Profesor Piotr Stepnowski, nowy rektor Uniwersytetu Gdańskiego, opowiada nam o planach związanych z przyszłością uczelni i swojej miłości do Włoch

 

 

 

Społeczność akademicka Uniwersytetu Gdańskiego dokonując wyboru, obdarzyła Pana dużym zaufaniem. Mandat rektora uzyskał Pan znaczną większością głosów. Jak można wyjaśnić ten wielki konsensus wyborczy?

 

Trzeba zacząć od tego, że wybory przebiegały w szczególnych okolicznościach dla Uniwersytetu. Dotychczasowy rektor, któremu zarzucono popełnienie szeregu plagiatów w pracach naukowych, podał się do dymisji w atmosferze skandalu. To był szok dla całej naszej społeczności akademickiej. Myślę, że dla większości z nas stało się oczywiste, że potrzebna jest zdecydowana zmiana kursu uczelni, która pozwoli nam wydobyć się z bardzo poważnego kryzysu organizacyjnego i wizerunkowego. W moim programie wyborczym zaproponowałem właśnie taką zmianę – odważną i jednoznaczną, ale też z właściwą dla uczelni rozwagą i odniesieniem do najlepszych wzorców szkolnictwa wyższego. To było de facto podzielenie się ze społecznością akademicką moim marzeniem o uniwersytecie otwartym, różnorodnym i nowoczesnym. Stawiającym na atrakcyjny i międzynarodowy profil kształcenia, a także na rozwój przestrzeni do realizacji badań naukowych najwyższej próby. Wynik wyborczy (104 głosy za na 130 głosująych) dowiódł, że takie marzenie dzieliło ze mną od dawna bardzo wiele innych osób.

 

Jakie działania planuje Pan podjąć, aby zmienić Uniwersytet Gdański?

 

W dzień po objęciu funkcji rektora podjąłem szereg ściśle zaplanowane działania w zakresie zarządzania uczelnią. Na nowo zorganizowaliśmy skład prorektorski oraz zakresy obowiązków poszczególnych prorektorów i podległych im biur i działów. Umożliwiło to położenie dużo większego nacisku na obszary, takie jak umiędzynarodowienie uczelni, doskonalenie jakości kształcenia, przygotowanie uczelni do przyszłorocznej ewaluacji działalności naukowej czy społeczne znaczenie naszej działalności. Powołałem też kilka nowych agend, wspomagających naszą codzienną działalność, m.in. Centrum Zrównoważonego Rozwoju, Centrum Doskonalenia Dydaktycznego i Tutoringu czy Centrum Aktywności Studenckiej i Doktoranckiej. Każda z nich ma ściśle określony plan działania i będzie pracować w trybie projektowym. Dokonaliśmy też gruntownych zmian w administracji uczelni – zakres obowiązków i kompetencje władz kanclerskich dopasowałem do najpilniejszych potrzeb zarządzania uczelnią. Nowo powołany kanclerz zorganizował młody i dynamiczny zespół wspomagany przez nowy zespół kwestora. To wszystko w krótkim czasie powinno przynieść oczekiwany efekt znaczącego odbiurokratyzowania uczelni oraz zupełnie nowej jakości obsługi naukowców i studentów. Niemal każdego dnia uruchamiamy nową inicjatywę zarówno na poziomie centralnym, jak i na wydziałach. Pojawili się też nowi rzecznicy rektora odpowiedzialni za rzetelność naukową oraz równe traktowanie i przeciwdziałanie mobbingowi. Zaczęliśmy również proces zmiany naszego statutu, tak aby przywrócić właściwe proporcje uprawnieniom rektora na korzyść dziekanów i wydziałów. Uniwersytet „dzieje się” na wydziałach, a nie w rektoracie, stąd demokratyzacja procesów w organizacji, kształceniu i działalności naukowej na wydziałach jest kwestią fundamentalną. Wymaga jednak istotnych zmian w statucie.  

  

Jakie są- Pana zdaniem- mocne strony uniwersytetu, na których można stworzyć coraz bardziej konkurencyjną uczelnię?

 

Jest ich bardzo wiele. UG to wciąż bardzo młoda uczelnia, która ma dużą swobodę i możliwości kształtowania, bez obciążenia złymi wzorcami i źle rozumianą tradycją akademicką. Wiemy, gdzie są nasze mocne strony naukowe i będziemy je dalej wspierać - badania biotechnologiczne i biomedyczne czy badania technologii kwantowych przyciągają na UG coraz więcej uczonych, post-doców i doktorantów z zagranicy. Badania morza i zagadnień morskich, zarówno te oceanograficzne, jak i z obszaru handlu czy prawa morskiego, ale też historyczne i językowe badania marynistyczne i obszarów nadmorskich to nasza wizytówka i unikatowy zakres na tle innych uczelni w Polsce. Dynamicznie rozwija się także humanistyka gdańska w obszarze językoznawstwa, literaturoznawstwa, historii sztuki, archeologii czy badań nad kulturą. Mamy też sporo dyscyplin młodych w początkowej fazie rozwoju, jak chociażby informatyka praktyczna czy medioznawstwo, które po uzyskaniu właściwego wsparcia znacząco wzbogacą konkurencyjność naszej uczelni.

 

 Jakie działania zamierza Pan podjąć, aby zbudować nowy wizerunek Uniwersytetu Gdańskiego?

 

W wymiarze operacyjnym to już się dzieje. Powołaliśmy Centrum Promocji i Komunikacji, które na nowo organizuje strategie marketingowe i komunikacyjne uczelni.  Sądzę też, że wszyscy na UG jesteśmy zgodni co do tego, jak chcielibyśmy być postrzegani. Jednak to jest praca na lata. Na pewno musimy podjąć duży wysiłek w zakresie oferty dydaktycznej w językach obcych. Mam głębokie przekonanie, że oczekiwany wizerunek uczelni otwartej i przyjaznej to zwiększająca się z roku na rok liczba studentów i naukowców z zagranicy. Mam też ambicje stworzenia przyjaznej przestrzeni dla zawiązywania się inicjatyw pomiędzy różnymi wydziałami czy dziedzinami nauki zarówno na polu dydaktyki, jak i badań naukowych. Wiemy przecież, że to właśnie interdyscyplinarne wykształcenie, czy badania naukowe prowadzone na pograniczach stwarzają ogromne możliwości rozwoju naukowego i edukacyjnego. Zmieniać też będziemy, w miarę możliwości, naszą strategię w zakresie współpracy z otoczeniem społeczno-gospodarczym. To nie tylko proste usługi dla biznesu ale przede wszystkim długofalowa polityka marketingu i procesu komercjalizacji wybranych obszarów naszej działalności – znów – obliczona na lata.

  

Czy są obecnie jakieś formy współpracy z włoskimi uniwersytetami?

 

Mówiąc krótko jest ich zdecydowanie za mało. Mamy obecnie kilka podpisanych umów wymiany akademickiej, w tym z uczelniami we Florencji, Pizie, Neapolu czy Perugii. Z mojej wiedzy wymiana studentów w ramach tych umów jest wciąż niewielka, biorąc pod uwagę możliwości, jakie są na UG i na uczelniach partnerskich. Istnieje także wiele niesformalizowanych kontaktów między naukowcami z Uniwersytetu Gdańskiego  i Włoch w ramach realizacji wspólnych badań naukowych czy projektów badawczych. Mam nadzieję te relacje znacząco wzmocnić poprzez uruchomienie w niedalekiej przyszłości italianistyki na UG, nie tylko jako studiów językowych, ale w szerszej formule studiów z języka i kultury włoskiej. Jeszcze tym miesiącu spotkam się z moim dobrym znajomym, Ambasadorem Włoch w Polsce, Panem Aldo Amati, który zaoferował mi swoją instytucjonalną pomoc w tym zakresie.    

 

 

 

 Zawsze otwarcie deklarował Pan że kocha Włochy za sztukę i architekturę renesansu, za włoską kulturę i język. Kiedy zaczęła się Pana miłość do Włoch ? Czy to z jakiegoś szczególnego powodu?

 

Tak, przyznaję - kocham Włochy, włoską sztukę, kulturę… i kuchnię! Pochodzę z domu, w którym zanim jeszcze wyjechałem pierwszy raz do Włoch, wzrastałem w duchu wielkiej fascynacji antykiem i starożytnym Rzymem. Mój dziadek, przedwojenny adwokat, ale przede wszystkim absolwent tak zwanego gimnazjum klasycznego, obdarowany został biegłą znajomością łaciny i greki oraz niesłabnącą nawet za czasów siermiężnej komuny miłością do starożytności, którą skutecznie przelał na mnie. Dlatego już podczas pierwszej wycieczki do Włoch w połowie lat 80., mimo kompletnego braku pieniędzy, a tym samym  możliwości zwiedzania większości muzeów czy kosztowania kuchni włoskiej, niemal od razu poczułem, że to   m o j e  miejsce. Ale tak na dobre to rozkochałem się we Włoszech podczas mojego półrocznego stażu naukowego w 1999 roku w Centrum Badań Morza ENEA w La Spezia. To był niezwykły czas. Moi szefowie w instytucie dawali mi bardzo wiele swobody, co umożliwiło mi wykorzystanie niemal każdego weekendu na wycieczki do różnych miast i rejonów Włoch. Zaprzyjaźniłem się także wówczas z bardzo wieloma Włochami…  i zacząłem nawet trochę mówić po włosku, gotować. Od tego czasu w zasadzie co roku, w najgorszym razie co dwa lata, ląduję w ukochanej Italii, gdzie wciąż odkrywam nowe miejsca. Oczywiście zgodnie z rodzinną tradycją „włoską fascynacją” zaraziłem swoje dzieci, które w nie mniejszym stopniu co ja, stały się italofilami. Uwielbiam malarstwo i architekturę renesansu, ale też ubóstwiam barokowego Berniniego i jego rzymskie dziedzictwo. Niezmiennie to wszystko porusza mnie do głębi, a kiedy po raz kolejny chodzę po korytarzach moich ukochanych muzeów i świątyń czy przemykam wąskimi uliczkami znanych oraz  mniej znanych miast i miasteczek, po prostu czuję się u siebie…

 

Serdecznie proszę o pozdrowienie członków i sympatyków Związku Stowarzyszeń i Polaków Apulii, którzy z wielkim zainteresowaniem czytają naszą rozmowę.

 

Serdecznie dziękuję i pozdrawiam wszystkich członków i sympatyków Unione delle Associazioni dei Polacchi di Puglia

  

Wywiad przeprowadził Antonio Mercurio


Pamięć o Auschwitz - wywiad z historykiem Mirosławem Obstarczykiem

JJak i kiedy zaczęła się Pana praca w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau?

 

Ukończyłem studia historyczne, lecz początkowo nie pracowałem w zawodzie. Urodziłem się w Oświęcimiu, niewielkim mieście o długiej historii, przysłoniętej obecnie dramatem KL Auschwitz, którego ślady znajdują się wokół, nie tylko na terenie PMA-B. Mam też rodzinne związki z KL Auschwitz. Rodzina mego dziadka została wysiedlona i straciła cały dobytek. Moi krewni żyli w pobliżu Auschwitz III Monowitz, byli świadkami. Tematyka obozu zawsze była obecna w rodzinnych opowieściach. Towarzyszyła mi od dziecka, intrygowała mnie i przyciągała. Ostatecznie w 1991 roku zostałem przewodnikiem po Muzeum i wkrótce potem dostałem propozycję podjęcia tam pracy, w wystawiennictwie. Moim podstawowym zadaniem była merytoryczna opieka nad ekspozycjami Muzeum i prezentowanymi eksponatami oraz propagowanie wiedzy i pamięci o Auschwitz poprzez tworzenie nowych wystaw historycznych: stałych na terenie Muzeum, czasowych i objazdowych oraz współpraca z zagranicznymi wykonawcami tzw. wystaw narodowych.  Praca w Muzeum ma charakter interdyscyplinarny, więc nieobca jest mi także praca badawcza, a szczególnie edukacyjna i popularyzatorska. Jestem inicjatorem i współautorem konspektu oprowadzania po Muzeum Auschwitz, który obowiązuje przewodników  oraz autorem rozmaitych materiałów metodycznych, dydaktycznych i edukacyjnych dla uczniów i nauczycieli. Moja  współpraca z Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście obejmuje także realizację wykładów, warsztatów, prezentacji oraz udział w rozmaitych projektach, kursach, seminariach o charakterze edukacyjnym. Uczestniczyłem też w szkoleniu przewodników.

 

 Jak Pan myśli, jak ważna jest pamięć?

 

Utrwalanie i kształtowanie wiedzy  jest jednym z podstawowych zadań muzeum historycznego. W przypadku Muzeum martyrologicznego zlokalizowanego w miejscu tragicznych zdarzeń, równie istotne jest kształtowanie pamięci o cierpieniu i męczeństwie ofiar. W przypadku "tego" miejsca pamięci nie chodzi jednak jedynie o przypominanie faktów i wydobywanie z mroków zapomnienia nazwisk i twarzy uczestników wydarzeń. Tu chodzi głównie o wzbudzenie empatii i znalezienie odniesień tragicznej przeszłości do naszej współczesności.

 

Jak ważne jest, Pana zdaniem, aby młodzi ludzie zrozumieli, co naprawdę wydarzyło się w największym nazistowskim obozie koncentracyjny?

 

Ważne jest uświadomienie, zwłaszcza młodzieży, starej prawdy, że zbrodnie zbiorowe nie powstają z niczego, a ich sprawcy nie stają się nimi pod wpływem impulsu. Tak może się zdarzyć w ekstremalnych sytuacjach zagrożenia życia np. na polu walki, ale nie w przypadku metodycznego zabijania i systemowego ludobójstwa. Auschwitz został wyzwolony 76 lat temu. Proszę przypomnieć sobie, ile aktów ludobójstwa wydarzyło się od tej pory w różnych częściach świata? Wymienię tylko: Burundi, Kambodżę, Rwandę, zbrodnie na Kurdach, Darfur, czy Jugosławię odległą o kilkadziesiąt kilometrów od waszych domów. Ile milionów ludzi zostało zamordowanych już po Holokauście! Właśnie dlatego trzeba, przypominać, uczyć, uwrażliwiać, przestrzegać, bo co kilka lat dorasta nowe pokolenie, a wraz z nim zwiększa się dystans historyczny i niepamięć, topnieje wrażliwość i empatia. Taka jest niezbędna konieczność budowania pamięci i uczenia o upiorach przeszłości.

 

Był Pan kuratorem wielu wystaw, które były prezentowane na całym świecie, a także ostatnio we Włoszech, a zwłaszcza w Bari, gdzie prezentowana była wystawa historyczna „Niemiecki Nazistowski Obóz Śmierci- Konzentrationslager Auschwitz”. Czy może Pan opisać́, jak narodziła się̨ wystawa i jakie są̨ jej główne treści?

 

Jestem autorem wielu wystaw historycznych, np. wystawy poświęconej obozowemu ruchowi oporu w bł. 11, otwartej przed kilku laty. Najważniejsze wystawy objazdowe to "Niemiecki Nazistowski Obóz Śmierci- Konzentrationslager Auschwitz" oraz "Kobiety w KL Auschwitz". Obie mają autorski charakter i powstały z mojej inicjatywy. Ta pierwsza została przetłumaczona na 10 języków ,w tym włoski, i wielokrotnie była prezentowana we Włoszech, gościła także w Bari. Chodziło mi o to, by stworzyć lekką przenośną wystawę, która będzie w pigułce prezentować wszystkie najważniejsze aspekty historii obozu oraz informacje dotyczące tła politycznego, na którym istniał np. zbrodniczy charakter niemieckiej okupacji w Polsce. Tak więc wystawa pokazuje przyczyny nazistowskiej niechęci do Żydów, formy prześladowania i eksterminacji, deportację, przebieg zagłady i grabież w Auschwitz-Birkenau. A także następujące wątki: rozwój, cechy i cele ideologii nazistowskiej, polityczne przyczyny założenia obozu koncentracyjnego, początkowo tylko dla Polaków, jego rozwój i umiędzynarodowienie, sposób rejestracji i kategorie więźniarskie, terror, metody zabijania i karania więźniów, katastrofalne warunki bytowo-sanitarne, choroby, głód, zbrodniczy charakter pracy, ucieczki, obozowy ruch oporu, pomoc okolicznej ludności, powiadamianie świata zewnętrznego i brak jego reakcji. Ponadto pokazane są takie tematy jak: kobiety, dzieci, jeńcy sowieccy, Cyganie w obozie.

A jak powstaje wystawa? No cóż, gdy pomysł się zrodzi, trzeba przygotować koncepcję scenariusza i przekonać do niej przełożonych. Potem należy dokonać kwerendę archiwalną, wybrać dokumenty, fotografie i inne materiały ikonograficzne oraz przeprowadzić konieczne badania własne. Potem pisze się wstępny scenariusz, czyli teksty bez szczegółowej dokumentacji. Następnie, co szczególnie trudne, trzeba zyskać aprobatę przełożonych i przedstawić scenariusz do konsultacji kolegom historykom. Po wielogodzinnych dyskusjach, wprowadzeniu wskazówek, uwag i korekt pisze się scenariusz szczegółowy wraz ze wszystkimi materiałami i poddaje się go korekcie językowej, redakcyjnej, dokonuje tłumaczenia. Potem nawiązuje się współpracę z plastykiem, który będzie autorem projektu plastycznego. Następują kolejne dyskusje, konsultacje, powtarzające się korekty i w końcu wystawa idzie do wykonania. W tym przypadku do druku.

 

Wiemy, że pracuje Pan nad bardzo ciekawym podcastem, o obozie koncentracyjnym Auschwitz, dostępnym na stronie www.auschwitzpodcast.podbean.com. Czy może  Pan powiedzieć́, skąd pomysł na ten projekt?

Jeśli chodzi od podcast, no cóż, zaangażowanie się zawodowo w temat Auschwitz jest dla mnie rodzajem misji, rodzajem świeckiej ewangelizacji. Mam poczucie moralnego imperatywu jej realizowania. Nastał czas pandemii, mam więcej czasu. Pomysł zrodził się po prostu w trakcie rozmowy. Kilka lat temu poznałem Alinę Nowobilską, młodą Polkę urodzoną w drugim pokoleniu w Anglii. Alina jest historykiem i od niedawna także przewodnikiem w Muzeum Auschwitz. Pochodzi z rodziny o wspaniałym patriotycznym rodowodzie. Kilka lat temu osiedliła się w Polsce, by poznać lepiej polską historię i propagować ją za granicą. W tym względzie mamy wspólne cele i poglądy, zatem postanowiliśmy spróbować sił w takiej formie popularyzowania historii KL Auschwitz. Czas pokaże, czy nam się uda.

 

W 2018 roku jako prelegent podczas „Tygodnia kultury

włosko-polskiej” w Bari,  przypomniał Pan postać́ Witolda Pileckiego. Jakie ma Pan wspomnienia z tego doświadczenia?

 

Podczas wizyty w Bari miałem okazję mówić o obozowych losach Witolda Pileckiego, w trakcie poświęconej mu konferencji zorganizowanej przez Apulijskie Stowarzyszenie Polsko-Włoskie. Pamięć o Pileckim była zabijana przez komunistyczne władze przez ponad 40 lat. Pilecki -jako młody chłopak- walczył przeciwko bolszewikom w 1920 roku, gdy próbowali wyeksportować swoją rewolucję na całą Europę. Był wykształconym ziemianinem z zacięciem artystycznym, dobrym gospodarzem, społecznikiem i żołnierzem. Walczył w wojnie obronnej, uniknął niewoli i włączył się w działalność konspiracyjną, a następnie dobrowolnie dostał się do Auschwitz, by rozpoznać obóz i zorganizować w nim konspirację. Uczynił to i wielokrotnie przesyłał na zewnątrz informacje o popełnianych zbrodniach, także o masowej zagładzie. Jego pierwszy raport z obozu dotarł do Londynu już w marcu 1941. Ostatecznie zbiegł z obozu. Walczył bohatersko w Powstaniu Warszawskim, a po jego klęsce dostał się do niewoli. Po wyzwoleniu wstąpił do 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych, który walczył o wyzwolenie Włoch, a potem w nich stacjonował. Przełożeni wysłali go do kraju, by stworzył komórkę konspiracyjną, która miała informować Zachód o sytuacji w kraju, gdzie nastał komunistyczny terror i bezprawie. Ostatecznie Pilecki został aresztowany wiosną 1946 roku. Po okrutnym śledztwie skazano go na karę śmierci i stracono rok później. Pamięci powszechnej został przywrócony dopiero po przemianach ustrojowych dokonanych w 1989 roku. Dzisiaj Rotmistrz Witold Pilecki jest bohaterem i symbolem dziesiątków tysięcy polskich bohaterów - żołnierzy niezłomnych, którzy walczyli przeciwko dwóm totalitaryzmom, długo po zakończeniu wojny, ostatni aż do 1955r.

 

Czekając na Pana powrót do Bari i kolejną znakomitą prelekcję podczas nadchodzących wydarzeń kulturalnych, chciałbym prosić o pozdrowienie przyjaciół Związku Stowarzyszeń i Polaków Apulii, którzy wciąż pamiętają Pana wizytę.

 

Na koniec chciałbym serdecznie pozdrowić moich włoskich i polskich przyjaciół, których miałem okazję poznać w Bari w 2018 roku. Pozostaję pod dużym wrażeniem ludzi, którzy tak owocnie i pięknie kultywują tradycyjną przyjaźń polsko-włoską, zakorzenioną w polskiej tradycji i upamiętnioną dziełami kultury, które spotyka się w Polsce niemal na każdym kroku. Dotyczy to także miasta królowej Bony Sforzy i Św. Mikołaja. Ciepło wspominam gościnność, szczególnie Anety i Antonia, a także wielu innych. Pozdrawiam raz jeszcze osoby, które spotkałem oraz wszystkich członków i sympatyków UAPP Polaków i Włochów.

 

Dziękujemy Mirosławowi Obstarczykowi za uprzejme udzielenie nam tego wywiadu na wyłączność. Jesteśmy przekonani, że w ramach  włosko-polskiej współpracy będzie mógł wrócić do Bari jako znakomity mówca podczas następnych wydarzeń kulturalnych.

 

Wywiad przeprowadził Antonio Mercurio

Nota: I campi con l'asterisco sono richiesti